Całe życie słuchamy o tej “zle hennie”. Ze okleja, dusi, daje raka, ze jest zielona, zła, okropna. W zasadzie to po prostu trucizna, przed którą nalezy się wystrzegać. Jedyne porządne metody farbowania włosów to metody chemiczne i już. Fryzjerzy nie moga się mylic. Mamy, babcie i ciocie nie moga się mylic. Chna jest zla i koniec. KLIK KLIK
Potem przychodzi etap zastanowienia. Może spotkamy koleżankę, hennomaniaczke i urzekły nas jej włosy. Moze farby tak zdezelowany nam kudły i skore, ze zaczelismy szukac innych rozwiązań. A może po prostu dotarło do nas, jak prawda objawiona, że ludzie używali ziół do barwienia włosów od tysięcy lat. A tam, gdzie robi się to tradycyjnie kobiety na włosy jakoś nie narzekają. No coś tu nie trzyma się kupy. Gdzie sa te uduszone, hinduskie włosy?
To jest ten moment, kiedy zaczynamy szukać samodzielnie informacji. Czasem znajdujemy następne głupoty, w internecie czy u Pani Marysi ze sklepiku zielarskiego, zaczynamy się smarować “hennami” w tubce, by zrazić się znów i czasem na zawsze. Ale czasem znajdujemy wiadomości legitne, z którymi juz nie da rady się klucic, bo popiera je nauka. Znajdujemy też społeczności ludzi hennujacych. Ze zdziwieniem oglądamy ich uduszone włosy. Już serio nie wiemy, co o tym wszystkim myśleć. Jakiś czas myślimy, myślimy, myslimy…
I przychodzi ten moment, kiedy po czytaniu za dużej ilości informacji łeb nam puchnie, ale decyzja już zapadła. Chcemy hennować. Co będzie, to będzie. Nigdy nie dowiemy się prawdy, jeśli nie spróbujemy na sobie. Opracowujemy przepis, kolor, dobieramy zioła, pytamy się Miksologow czy innych specjalistów po 50 razy o każdy szczegół, jak w aptece, jak przy konstrukcji jakiegoś bardzo niebezpiecznego lekarstwa. Dopracowujemy wszystko najlepiej, jak tylko potrafimy. No i mamy to. Mamy nasze błoto w misce.
Błoto w misce wygląda przerażająco. Nijak nie mozna go porownac do farby chemicznej. Ma jakis dziwny, nieznany nam zapach. Może te zapachy przynoszą nam na myśl jakieś dawne wspomnienia z wakacji na wsi. Może po prostu są nieznajome, dziwne, straszne. Konsystencja też jest jakaś dziwna. Gęste, ciężkie błoto o podejrzanym zielonym bądź brązowym kolorze. O mamo. To na pewno barwi na zielono bo jest zielone. No ale przełykamy gule strachu, stajemy przed lustrem i trzesacymi sie rekami, upindalajac cala lazienke, nakładamy toto na głowę. Trzymamy ile trzeba i teraz będziemy to płukać.
I to właśnie w momencie płukania i po wypłukaniu w drogę nam wchodzi SPPP, czyli dobrze znany hennomaniakowm sydrom paniki pierwszego plukania. 😉😉😉 SPPP potrafi naprawde narobic bigosu. Stres i panika powodują, że podejmujemy potencjalnie szkodliwe i błędne decyzje.
Płukanie włosów wydaje nam się niemożliwe, włosy są zbyt splatane, zioła nie chcą opuścić naszej głowy.
Przedewszystkim uspokajamy się. To uczucie jest zupełnie zwyczajne i każdy go kiedyś doznał. Ziola opuszcza nasza glowe, ale trwa to dłużej, niż przy używaniu farb chemicznych.
Płuczemy włosy pod prysznicem a potem kładziemy się w wannie wody bądź wkładamy głowę do miski z woda i rozmaczamy czuprynę. Robimy syrenkowanie i plukanke z glutka.
Nie panikujemy, nie próbujemy włosów rozplątać, jesli sa splatane. Nic sie nie stanie, jeśli sie wlosow nie rozplacze. Rozplacza się później.
Nic się nie stanie, jeśli nie uda nam się ziół z włosów spłukać w 100%. Zioła nie są toksyczne jak farba, nie robią skórze krzywdy. Jedyne, co może nas czekać, to zioła sypiące sie w glowy. To nie jest niebezpieczne.
Jeśli się zmęczyliśmy płukaniem i stresem, robimy przerwę na herbatkę. Zawijamy włosy w stara koszulke i idziemy odpocząć i się uspokoić. A potem znowu płuczemy.
Nakładamy na włosy prosta odżywkę. Tak, to może sprawić, że kolor nie wyjdzie tak idealnie, jak byśmy chcieli, ale jeśli to ma zaoszczędzić nam stresu, to chyba lepiej to zrobić. Kij z kolorem. Kolor dopracujemy następnym razem, jak juz caly proceder nie będzie nas tak stresował.
Splukalismy i nie ma koloru. WTF!!!
Znów, spokojnie. Odchodzimy od lustra, przestajemy obsesyjnie oglądać włosy. Zioła to nie farby chemiczne. Po spłukaniu ziół czasem naprawde nie widac zadnych zmian w kolorze.
Relaksujemy się i dajemy sobie czas. Kolor wylezie w przeciągu 48 następnych godzin. Przez ten czas nie podejmujemy decyzji o ponownym nakładaniu ziół, bo moze sie to bardzo marnie skończyć. W przypadku indygo bądź hendigo, za kilka dni możemy się obudzić kruczoczarni!!! W przypadku henny, zamiast rudzi, obudzimy się brązowi bądź burgundowi. To jest naprawde bardzo wazne.
Robimy kilka zdjęć włosów, zeby miec je do porownania z tym, co wyjdzie na głowie za dzień, dwa i idziemy spokojnie spać. To nie jest czas na żadne decyzje kolorystyczne bo nie mamy pojęcia, co na głowie nam wyszło.
Jeśli pogoda jest zimna i brzydka, a powietrze mocno nasycone jest woda, warto sobie pomóc suszarka z cieplym nawiewem. To przyspieszy oksydację i kolor pokaże się szybciej.
Splukaliśmy hendigo, indygo bądź katam i włosy są zielone!
I jeszcze raz, spokojnie. Nie robimy nic. W 99% przypadków glon zniknie sam, za kilka dni i w niczym tu naturze nie trzeba pomagać. To naturalny proces oksydacji.
Jeśli zależy nam na czasie, tak jak wyżej, pomagamy sobie suszarka.
Splukalismy i włosy są suche jak siano. Mieli racje, teraz wlosy mi odpadną!
Nic nie odpadnie. Przedewszystkim zachowujemy spokój. To, co czujemy pod palcami, po spłukaniu ziół, to zwykle po prostu nie dopłukane zioła. Niedoplukane ziola nie sa niebezpieczne i nie wysuszaja wlosow ani nie sprawia, ze wlosy straca kondycje. Tym bardziej, ze odpadna.
Po wysuszeniu, zioła zaczynają działać. To znaczy, ze odbywaja swoja droge w glab włosa oraz osadzają się w jego wnętrzu. W tym czasie włos jest inny w dotyku, jakby bardziej chropowaty. Ale uzyskuje też blask. To jest zwyczajny proces, który niczym nie grozi i którego nie należy zaburzać, ani się przed nim chronić. Proces oksydacji, niezależnie od pogody, trwa od kilku do kilkudziesięciu godzin.
Z każdym następnym hennowaniem przebrzydły SPPP będzie blakł i znikal, a my zyskamy pewność siebie w hennowaniu i nie będziemy się nadmiernie stresować każdym szczegółem. Farbowanie wlosow chemia, czyli takie, do ktorego wszyscy jestesmy przyzwyczajeni, stresuje chyba każdego w jakims stopniu. Później ten strach przenosimy na hennowanie. A hennowanie nie niesie ze sobą niebezpieczeństwa poparzenia czy zdezelowania skalpu. Nie dezeluje tez włosów na długości. Nie ma potrzeby się z hennowaniem spieszyć, nie musi być robione co do minuty czy co do milimetra. To proces duzo latwiejszy. Ale póki sami tego nie doświadczymy na sobie, poty bedziemy sie stresowac.
Mam nadzieję, że ten post pomoże tym z Was, którzy chcieliby, ale się boją. I rozbawi tych z was którzy przeszli przez piekielko opisane powyżej, a dzis juz wiedza, ze cały ten stres nie był wcale potrzebny. Naprawde, kazdy kiedys tak sie czul. Kazdy kiedys zaczynal i każdy przechodził przez niepewności pierwszego hennowania. I każdy z nas to przeżył i wyszedł z tego zwycięsko.
UWAGA: madry Miksolog przypomnial mi, ze niektorzy z Was, poczatkujacych moga nie odrozniac ziol od PPD badz innych, syfiastych produktow. Takie syfki MOGA sprawic, ze skalp i wlosy beda po ich zastosowaniu mocno poszkodowane. Zanim zabierzemy sie za hennowanie czytamy to: KLIK KLIK i to: KLIK KLIK
Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielicie sie ze mna i z innymi swoimi historiami o starciach z SPPP. Wspierajmy sie.
Te 50 pytań właśnie zadawalam Tobie . Mam już za sobą 4 hennowania i cały proces nakładania idzie mi już sprawnie. Jedyne co muszę poszerzać to wiedzę dotyczącą mieszania kolorów, bo nadal nie osiągam tego, co chcę.
OdpowiedzUsuńWoekszosc kolorow da sie osiagnac, przyjmujac jedynie to, ze nie da rady ziolami wlosow rozjasnic, uzyskac plaskiego koloru oraz wiekszosci kolorow tzw nienaturalnych.
UsuńStrasznie dużo błędów w tym tekście. Ciężko się czyta.
OdpowiedzUsuńCałe dwa. Bez przesady.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszystko to prawda, ale jaka wygoda , nie trzeba restrykcyjnie przestrzegać ani czasu, ani super dokladnosci i precyzji w nakladaniu, kolor utrzymuje się długo długo dłużej, a takiego blasku nie da się uzyskać niczym. Fakt, że na początku przeraża i błotko i splątanie włosów, trudność w splukaniu, ale po kilku razach jest super, a w domu pokochali zapach ziółek. Jest tez w tym pewna"niszowość", ziółka kupuję z pewnych źródeł, miksohenna, tanzarine , sama tworzę mieszanki, sama tez odpowiadam za efekty:) Cieszę się, że trafiłam do hennowego świata.
OdpowiedzUsuńZioła spłukuję zawsze nad miską z obawy o zapchanie rur. I zawsze pod małym ciśnieniem wody. Tym samym unikam bałaganu w łazience, oszczędzam wodę i w zasadzie mam wszystko pod kontrolą. Jedynym minusem jest to, że okupuję wówczas łazienkę na dobre 15min. A co do stresu to nie pamiętam bym cierpiała na SPPP ;). Na tyle naczytałam się o hennie, że byłam gotowa na wszystko. Ba, moją miłością do farbowania ziołami zaraziłam mamę, która także bez problemów sama sobie radzi że zmyciem ziół z głowy.
OdpowiedzUsuńCo do metody syrenkowania to przyznam, że bez wanny słabo mi to wychodzi,stąd wolę sposób o jakim powyżej napisałam.
Pozdrawiam,
Monika.
Za pierwszym razem miałam dokładnie wszystkie objawy wypisane wyżej. Teraz po roku hennowania nic mnie juz nie wystraszy, jedynie czym się lekko stresuje to jak wielką migrene będę miala po indygo. Narazie nie mam na to patentu, a nie zamierzam rezygnować, bo moje wlosy jescze nigdy nie były tak piękne jak po hennie :)
OdpowiedzUsuńTabletka antyhistaminowa to patent, ktorego szukasz.
UsuńU mnie to najbardziej przerażona była rodzina, a mój 6 latek bal się że mama będzie mieć zielone włosy bo zioła są zielone 😉 pierwsze nakładanie cassi za mną i było super ok, a spłukanie łatwiejsze niż mi się wydawało. Brakuje mi jednak wiedzy jak uzyskać kolor miedziany lub kasztanowy na włosach, coraz więcej siwych włosów na głowie i trzeba coś z tym zrobić a nie chcę być tak hennowo ruda (to mnie odstrasza od czystej henny).
OdpowiedzUsuńMiedziany czy kasztanowy uzyskasz albo nakładając henne warstwami, albo dodając do henny odrobinke indygo.
UsuńDzień dobry. Mam taką zagwozdke. Kładłam na włosy (na yolo zupełnie :D ) cassie z rubia, wyszedł bardzo ładny rose gold. Ale w tym czapkowym okresie mam trochę problemów z łupieżem. Wiem, że tych mocnych nie powinno się stosować. Ale czy natura siberica z jeleniem albo anthyllis przeciwłupieżowy też nie powinny być stosowane?
OdpowiedzUsuńA moje błoto nie było ani zielone ani brązowe. Ładny kolor miało, każdy by chciał położyć na głowę! :D
Rubia niestety się zwykle plucze, więc może po prostu powtarzaj hennowanie i nie przejmuj się szamponem?
UsuńI tak własne robiłam. :D Kolor z rubii bladł delikatnie ale sumiennie powtarzałam ziółka co dwa tygodnie i dotrwałam do odłożenia czapki z grubszym warkoczem. A henny na głowie miałam tylko tyle co z sattvy ciemny blond, którą użyłam potem zamiast czystej cassii.
UsuńDziewczyny, wiem, że post ma już swoje kilka miesięcy ale bardzo potrzebuje pomocy! Mam nadzieje, że ktoś znajdzie chwilę, żeby mi odpowiedzieć. Farbuję włosy ziołami od dawna. Zawsze byłam zachwycona - moją ostatnią ulubioną mieszanką była henna z rubią (piękny kolor!). Wczoraj dodałam do tej mieszanki sproszkowanego hibiskusa. Mieszkankę trzymałam na głowie około 3 godzin, poza dodatkiem hibiskusa wszystko robiłam tak, jak zawsze (używałam henny, która lądowała na mojej głowie już kilka razy, odstawiałam ją itp). Podczas mycia przeżyłam spory stres - włosy zaczęły wypadać. Wypadać w strasznej ilości, były wszędzie, sama struktura włosa zrobiła się jak guma, coś jakbym bardzo mocno spaliła włosy rozjaśniaczem. Przy mocniejszym pociągnięciu po prostu się wyrywały. Postanowiłam nie panikować, zmyłam całość bardzo dokładnie, nałożyłam odżywkę, po wszystkim jeszcze jedwab (nie wiem, czy zrobiłam dobrze, czy źle, starałam się ratować sytuację). Po wysuszeniu było ok - nie wypadały już, były błyszczące, kolor wyszedł super. Nie były już tylko tak puszyste i geste jak zwykle po nakładaniu ziół ale obstawiam że to wina odżywki i jedwabiu. Dziś po pracy musiałam znów umyć włosy i znów zrobiły się gumowate, z łatwością można było je wyrwać. Nigdy nie miałam takich przygód po ziołach, zawsze jeśli coś poszło nie tak, wiedziałam dokładnie, co zrobiłam źle (w stylu próba rozjaśnienia włosów chemią po farbie z indygo - dawno temu). Tym razem nie mam pojęcia, gdzie był błąd. Nie chce rezygnować z ziół ale teraz po prostu się boje nakładać je kolejny raz. Czy to wina hibiskusa? Czy mogłam dodać go za dużo, czy mógł w jakiś sposób źle z czymś zareagować?
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o odpowiedź.
Z wyrazami szacunku.
Aria.
Jakich ziol uzylas? Jesli jestes pewna ze nie ma w nich zadnej chemii to mysle ze przekwasilas i przenawilzylas wlosy. Potrzeba tutaj resetu, czyli rypania szamponem a potem ostrego proteinowania, wiele razy, roznymi proteinami. Duzo tego hibiskusa bylo?
UsuńDzięki za ten wpis, uśmiałam się do łez, jakbym siebie widziała;)
OdpowiedzUsuńJakbym siebie widziala :D na szczęście to byla cassia, wiec duzych strat w ludziach nie bylo. Za to jak polozylam cassie z mala ilością henny i na wlosach dotychczas blond wyszedl dorodny kasztan (kompletnie nieplanowany :D) , to panika walnela w pełni i poszedl w ruch dekolororyzator i zapienianie koloru prostu z bloga Kokardka Mysi. Ale wlosy o dziwo nie odpadły
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem przed 1 spłukaniem cassi. Kurczę wiele moich obaw tu znalazłam :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie trzymam glacę pod czapką, pierwsze w życiu hennowanie. Czyli przeczytałam ten wpis w idealnym momencie. Za pół godziny planuje zacząć płukanie. Już się nie boję. Dzięki!
OdpowiedzUsuń